Uniwersytecki Ogród Botaniczny w Kopenhadze to miejsce, do którego zdecydowanie warto zaglądnąć przy okazji wizyty w stolicy Danii. Choć wybierając się tam nie przypuszczałem, że tak mi się spodoba, dziś mogę śmiało napisać: zarezerwuj sobie kilka godzin i zaznacz to w kalendarzu, gdyż to wspaniałe miejsce na oddech i odpoczynek.

Przyznaję, trafiłem tam za namową żony. Nie czułem się specjalnie przekonany do chodzenia po parku i oglądania roślinek. Co w tym ciekawego? Ostatecznie jednak nie o to tu chodzi, a przynajmniej nie dla mnie. Ot, siedząc na ławeczce w cieniu drzewa, mogłem zwyczajnie zrelaksować się i zupełnie inaczej spojrzeć na wiele rzeczy.

Tutaj nikt się nie spieszy. Nie wiem, czy to przez zakaz wjazdu rowerów (to chyba jedyne takie miejsce w Danii), czy przez wiek parku, gdyż ten w obecnej lokacji jest już od 1870 roku, ale zdecydowanie czas płynie tutaj wolniej. Spędziłem tam kilka ładnych godzin i gdyby nie to, że w planach było jeszcze co nie co, nie wyszedłbym przed zamknięciem bram.

Ale może od początku. Gdy przejdziemy przez bramę, widzimy ogrom tego miejsca. Dziesięć hektarów parku robi wrażenie. Piękne trawniki, które można deptać (ale lepiej – położyć się na kocyku), ścieżki do spacerowania, ławeczki do odpoczynku, czy akwen wodny (bez znaczenia strategicznego), a to wszystko uzupełnione roślinami z całego świata. I tak w kilkadziesiąt minut możemy zwiedzić florę Azji, Europy i Ameryki, nie ruszając się z centrum Kopenhagi.

Tak, całość robi wrażenie. A najgorsze jest to, że żadnymi słowami nie przekażę swoich odczuć, które towarzyszyły mi wizycie w tym miejscu. To zdecydowanie trzeba poczuć.

Przede wszystkim jest tam bardzo ładnie. Bogata flora z zakątków całego świata, duże zmiany wysokości (i wspomnianej roślinności), ścieżki wśród drzew i krzaków, częściowo zadaszone alejki i ławeczki z pięknymi widokami. Cóż chcieć więcej? Doznań mi nie brakowało, szczególnie na skalniaku pośrodku ogrodu, tym bardziej, że przypominał on raczej górę, niż to, z czym kojarzy się hasło skalniak. Ale to widzisz powyżej.

Stąd spokojnym krokiem można trafić prosto do Palmiarni. To obiekt, które wyciska poty z największych twardzieli. Wszystko dlatego, że poza wyższą, niż na zewnątrz temperaturą (a przecież były upały), jest jeszcze nieprzyzwoicie wysoka wilgotność. Tak, jest tam bardzo ładnie, ale zdecydowanie nie jestem człowiekiem, który nadaje się na wyprawę do amazońskiej dżungli, a tak się tam czułem.

Warto było jednak zobaczyć tropikalne rośliny (w tym te, które zjadają owady). Szkoda tylko, że środkowa część Palmiarni była w remoncie (otwarto ją ponownie dopiero 25 grudnia), ale cała reszta zdecydowanie mi wystarczyła. Cóż, kolejny powód do powrotu w to miejsce.

Muszę jeszcze wspomnieć o jednej rzeczy, która bardzo przypadła mi do gustu. Jak się okazuje, ogród botaniczny to nie tylko miejsce wypoczynku, ale i nauki. Zarówno dorośli, jak i dzieci, korzystając z laboratorium natury, mogą nauczyć się klonować rośliny, tworzyć własny zielnik (herbarium), czy zbudować hotel dla insektów. Mnie to niestety ominęło (byłem w środku tygodnia), ale kto wie, może kiedyś jeszcze się uda spróbować swoich sił.

Botanisk Have to wspaniały park. Piękne widoki, duży spokój i cisza, pomimo położenia w środku miasta sprawiają, że to odpowiednie miejsce na wypoczynek. Podejrzewam, że równie dobre do zdalnej pracy, jeśli przy ładnej pogodzie chcielibyśmy wyrwać się z czterech ścian. Na mnie już samo wspomnienie o tym miejscu wpływa zdecydowanie pozytywnie. Jeśli więc będziesz mieć okazję do wizyty, nie przegap jej.

Write A Comment