Kopenhaga – stolica Danii, piękne miasto, które miałem okazję odwiedzić trzykrotnie w zeszłym roku. Widziałem wiele, ale z różnych przyczyn zamiast na bloga, wspomnienia trafiły do szuflady. Teraz, z okazji budzącej się do życia wiosny, warto wrócić do Kopenhagi. Kto wie, może dzięki mnie zdecydujesz się tam pojechać? A może i ja wybiorę się, by ponownie poczuć klimat tego miejsca?

W lipcu 2014 roku „liznąłem” Kopenhagę. Widziałem piękne zabudowania, urocze uliczki, odwiedziłem nawet dwa muzeum (choć ich fanem nigdy nie byłem). Trafiłem też do pięknych ogrodów botanicznych (Botanisk Have), które zdecydowanie polecam zobaczyć oraz wesołego miasteczka – Tivoli, które – nie zaprzeczę – było powodem jednej z wizyt w tym mieście. Tak, je też zdecydowanie polecam odwiedzić.


Tu uwaga: Ja sam wybrałem się samochodem, co nie jest takim złym pomysłem. Co prawda pierwszego dnia trochę czasu zajęło mi szukanie miejsca parkingowego, za które zapłaciłem jak za zboże, ale już przy kolejnej wizycie miałem zamówione i opłacone internetowo tanie miejsce blisko centrum. Dlatego też warto przed wyjazdem poszukać parkingu i zaplanować sobie ten drobny punkt wycieczki. Jeśli docierasz pociągiem, wysiadając na Copenhagen Central Station znajdziesz się dokładnie naprzeciwko Tivoli, a stamtąd jest już wszędzie blisko.


Kopenhaga jest piękna, a jeśli mamy dobrą pogodę (mi szczęśliwie się udało), mocno polecam wybrać się nad wodę. Można tam usiąść na ławeczce, czy zrobić sobie mały piknik, zobaczyć mnóstwo kąpiących się ludzi (a nawet do nich dołączyć), czy nawet wskoczyć do morza lub basenu (a co, też są). Duńczycy są dość odporni na niskie temperatury wody, ja mniej, więc basen (i samo morze) odpuściłem. Nie mniej jeśli czujesz się na siłach, baw się w najlepsze!

Mocno polecam też spacer uliczkami miasta – zarówno tymi sławnymi i pełnymi sklepów (i turystów) jak Strøget, jak i tymi mniejszymi, na których turystów jest znacznie mniej. Można złapać klimat tego miasta, wstąpić do jakiejś kawiarenki czy restauracji, odpocząć. Jak w całej Danii, dogadamy się z każdym, o ile oczywiście znamy język angielski. Podejrzewam, że z niemieckim też nie było by problemu, ale tu doświadczeń dużych nie mam.

Dobre jest to, że spacerując bez wyraźnego celu po Kopenhadze można trafić w naprawdę ciekawe miejsca (czy na przykład pooglądać pałace), ale przy okazji ominąć kilka istotnych punktów na mapie miasta. Ja akurat lubię taki typ zwiedzania, więc muszę przeboleć fakt, że nie zobaczyłem jeszcze Małej Syrenki czy Nyhavn, ale przynajmniej mam po co tam wracać.

Osoby trochę bardziej leniwe ode mnie mogą usiąść w wygodnym fotelu piętrowego autobusu, który obwiezie je po mieście, a przewodnik w zrozumiałym języku (także polskim) opowie o tym, co właśnie mijamy. Można, ale po co się spieszyć? Lepiej na piechotę.

…lub rowerem. Dania to kraj pełen rowerów, a w Kopenhadze jest już ich bez liku. Wszyscy zostawiają je pod metrem, przy przystankach i w wielu innych punktach miasta, niekoniecznie je przypinając. Nie zachęcam jednak do „pożyczania” sobie sprzętu bez czyjejś wiedzy. Lepiej wypożyczyć sobie model z mapą na tablecie i dojechać do kolejnego punktu, w którym możemy go zdać. Jest to dobrze rozwiązane.

Jeśli chodzi o muzea, odwiedziłem dwa – Muzeum Narodowe (Nationalmuseet) i Ny Carlsberg Glyptotek. Nie wykluczam, że i Ty możesz trafić do któregoś z nich, ale mając wybór polecę to pierwsze. W drugim jest głównie sztuka (posągi, obrazy), podczas gdy w tym pierwszym mamy okazję poznać historię Danii – od prehistorii po czasy bliskie obecnym. Dla fanów Wikingów i Skandynawii to pozycja obowiązkowa, dla innych – warta uwagi. Mnie się podobało.


Kolejna uwaga: Warto przed wyjazdem przejrzeć oferty na stronie dla turystów (VisitCopenhagen.com – http://www.visitcopenhagen.com), albo stronach samego muzeum czy innej atrakcji. W wybrane dni tygodnia wejście jest bowiem darmowe, a jeśli planujemy dłuższe zwiedzanie, nic nie stoi na przeszkodzie, by trochę zaoszczędzić.


Blisko muzeum (tego drugiego) jest Tivoli. Nie jest to jednak miejsce, do którego można wejść na kilka chwil. Lepiej zaplanować sobie cały dzień, poświęcając uwagę i siły tylko na korzystanie z parku rozrywki. Więcej o nim przeczytacie za niedługo (a w przyszłości znajdzie się tu link do wpisu).

Dla mnie szczególnie istotnym punktem na mapie Kopenhagi jest jednak nie Tivoli, które choć wspaniałe, niekoniecznie zachęca mnie aż tak mocno do powrotu. Miejscem, które wywarło na mnie szczególne wrażenie jest wspomniany na wstępie Botanish Have, czyli olbrzymi ogród botaniczny. Zdecydowanie polecam go odwiedzić, jest to jednak na tyle ważny (dla mnie) element tego miasta, że zdecydowałem się poświęcić mu osobny wpis. Poczytacie o nim tutaj.

Kopenhaga zrobiła na mnie duże wrażenie. Trzy wizyty to zdecydowanie za mało, by nawet nie odkryć, a zobaczyć to miasto. Nie byłem na torze wyścigów konnych (choć Joanna Chmielewska zawsze zachęcała mnie do odwiedzin w swoich książkach), pominąłem Małą Syrenkę, czy Den Blå Planet – największe akwarium w północnej europie. Wiem jednak, że tam wrócę i zobaczę wszystko to, co pozostało mi do zobaczenia. Nie zamierzam się spieszyć, zarezerwuję dostatecznie dużo czasu i energii, a potem podzielę się tym wszystkim, co przeżyłem.

Write A Comment