Tivoli to kolejne miejsce na mapie Kopenhagi, które warto zaznaczyć sobie czerwonym długopisem. Tak, ten drugi najstarszy park rozrywki świata koniecznie warto odwiedzić.
Otwarty w sierpniu 1843 roku (tak, to ponad 170 lat temu), położony w centrum stolicy Danii ogród i lunapark, jest najczęściej odwiedzanym tego typu miejscem w Skandynawii i trzecim z kolei w Europie.
Uwaga: Zdecydowanie warto zakupić wejściówkę pozwalającą na korzystanie z wszystkich atrakcji bez ograniczeń. Kwestię tego, czy w pakiecie brać od razu obiad, czy kupować go samemu w jednej z restauracji w parku pozostawiam do rozważenia, ale wejście na karuzele i kolejki to absolutne must have: odpada nam myślenie o biletach. Wizyta w Tivoli ma być jedną wielką frajdą!
Park jest dość duży i nawet po kilku godzinach nie czuć znużenia. Jeśli ktoś lubi gry typu Rollercoaster Tycoon, poczuje, że osoby odpowiedzialne za budowę i nadzór w Tivoli wykonały kawał dobrej roboty.
(proszę klikać w fotki, powiększają się 😉 )
Czeka nas tu masa karuzel i kolejek. Zaczynając od tych spokojnych, na które można by wybrać się nawet z małym dzieckiem (polecam strzelanie do duchów w wodnej kolejce), przez coraz szybsze i bardziej rozbudowane obiekty, jak najstarszy drewniany rollercoaster – z 1914 roku, sterowany ciągle przez człowieka. po atrakcje, których sam wygląd mnie pokonywał. Do tych ostatnich można zaliczyć Vertigo, czyli samoloty, które wirują w zawrotnym tempie, Himmelskibet – najwyższą karuzelę świata, czy Dæmonen – rollercoaster dla ludzi o stalowych nerwach.
Warto wspomnieć, że drewniany Rutschebanen nie jest jedyną wiekową atrakcją parku. Wiele karuzel (w tym Diabelski Młyn) ma zdrowo powyżej 50 lat, ale to raczej przyciąga, niż zniechęca, a przynajmniej mnie.
Karuzele potrafią wyciągnąć z człowieka wszystkie siły i choć można odpocząć przy fontannie czy na jednej z wielu ławeczek w parku, zawsze warto uzupełnić wartości odżywcze. Tutaj szczęśliwie mamy bardzo szeroką ofertę. Można urządzić sobie piknik (z własnych produktów), ale warto skorzystać z jednej z wielu restauracji, które specjalizują się w różnych kuchniach – od tradycyjnej duńskiej, przez włoską, francuską, po azjatycką. Każdy powinien znaleźć coś dla siebie (sam bardzo dobrze wspominam steki).
Na zakończenie wizyty zwykle możemy wybrać się na koncert, a na samo „do widzenia” – na pokaz fajerwerków, co zresztą jest tradycją parku praktycznie od jego otwarcia.
Uwaga: Tu, podobnie jak wspominałem przy muzeach w Kopenhadze, warto zobaczyć ofertę Tivoli w internecie. Dzięki temu możemy zaplanować wizytę tak, by zobaczyć interesujący nas koncert czy nie ominąć pokazu fajerwerków, które są przewidziane w konkretne dni.
I to tyle z suchej relacji. Sam bawiłem się wyśmienicie, ale przywołanie wszystkich emocji i wspomnień po rocznej przerwie nie jest tak łatwe, jak mi się wydawało. Oglądając zdjęcia, sprawdzając to i owo (bo po co wiedzieć z którego roku jest kolejka, skoro tak fajnie się na niej jedzie?), wróciły wrażenia. I wiecie co? Z chęcią wstąpiłbym tam ponownie, wsunął steka, albo jakąś pastę, pobawił się na kolejnych obiektach… i ponownie odpuścił te, które wydają mi się przesadzone, jak Demon czy Vertigo. To dla osób z mocniejszym żołądkiem 😉
Ps. Moja małżonka uważa, że we wspomnianej wyżej kolejce wodnej strzelamy nie do duchów, a do krasnali, które w kopalni obrabiają smoka. No cóż, skoro chwilowo zgodzić się z tym nie mogę, muszę wybrać się ponownie i ustalić fakty. Kto wie, może się tam spotkamy? 😉
To trzeci i na dzień dzisiejszy ostatni wpis z serii Kopenhaga. Poprzednie:
1. Kopenhaga – jak zwiedzać stolicę Danii?
2. Botanisk Have, Kopenhaga
+. Seria wpisów związanych z Danią 2014
2 komentarze
Całkiem fajnie tam.
Bajkowa sprawa! Bardzo bym chciała tam pojechac! Wygooglalam ze w Wawie ma byc kopia takiego parku na powiślu w ogrodzie zakonnic. Mega pomysł! Kiedyś miał Jackson zrobić jakiś taki park na Bemowie – ale nic z tego nie wyszło – a szkoda.