W ostatni czerwcowy weekend obchodziliśmy z małżonką sześciolecie pierwszego spotkania, a to całkiem fajna okazja, by gdzieś na chwilkę wyskoczyć. Co prawda zamierzałem zabrać ją troszkę dalej od Krosna, ale niepewna pogoda sprawiła, że ostatecznie zawitaliśmy do Magurskiego Parku Narodowego.

Po niespełna godzinie drogi, zatrzymaliśmy się na początku zielonego szlaku prowadzącego do Wodospadu Magurskiego – najwyższego wodospadu w Beskidzie Niskim, który (zdaniem wielu obserwatorów) odwiedzany na wiosnę zachwyca. Latem niestety, mimo weekendowych opadów deszczu, pokaz spadającej wody okazał się być co najwyżej skromny. Jednocześnie panująca cisza i spokój, oraz piękne leśne widoki, sprawiły, że całość zrobiła na nas naprawdę dobre wrażenie.

Zielony szlak, pełny plansz informacyjnych, jest przyjemny dla każdego, nawet kompletnie pozbawionego kondycji wędrowca (jak ja). Co istotne, przy wodospadzie można było usiąść na ławeczce i odetchnąć leśnym powietrzem, co zdecydowanie pozwoliło mi zregenerować siły i z uśmiechem ruszyć dalej.

Decyzja mogła być tylko jedna: zamiast zawracać, zmieniliśmy szlak na czerwony i poszliśmy prosto do Diablego Kamienia. Choć dalsza wyprawa była zdecydowanie dłuższa (30-40 minut), jednak fakt odbywających się mistrzostw świata w piłce nożnej oraz przelotne opady deszczu sprawiły, że trasa okazała się praktycznie pusta, z zaledwie kilkoma osobami spotkanymi po drodze, co pozwoliło chłonąć atmosferę lasu jeszcze mocniej.

Przy Diablim Kamieniu odpoczęliśmy ponownie na ławeczce, oglądnęliśmy skałę od każdej możliwej strony i poznaliśmy genezę jej powstania. Pierwsza, naukowa mówiła o faktach, druga – ludowa – o legendach. Obie ciekawe… i całkiem możliwe 😉

Dalsza droga była już prosta. Szlak od tego momentu był już najbardziej cywilizowany co przekładało się na drewniane schody, zejścia z poręczami i przyjemne mostki, które tak wprawnym turystom jak ja zdecydowanie pomagają.

Na końcu szlaku (a przynajmniej tam, gdzie my zakończyliśmy przygodę z lasem) czekała jeszcze jedna atrakcja – fotogeniczny strumyk, palenisko, stoły i ławy, przy których można by zorganizować nie jedną imprezę (lub choćby się posilić po ciężkiej przeprawie).

Ostatecznie zostały nam niespełna 3 km drogą (bardzo mało uczęszczaną) do samochodu i miłe wspomnienia po udanej wycieczce.


Magurski Park Narodowy zachęca bliskością (przynajmniej w naszych okolicach), łatwością szlaku i pięknymi widokami. Okazał się ciekawym miejscem, które zachęci nas do powrotu i poznania pozostałych jego atrakcji.


Magurski Park Narodowy jest położony na granicy Małopolski i Podkarpacia. Łatwo dostać się do niego jadąc drogą Gorlice-Dukla (993), a wspomniany Diabli Kamień i Wodospad Magurski znajdują się koło miejscowości Folusz, gdzie poza tymi atrakcjami, możemy wybrać się pełną Ścieżką Przyrodniczą, czy wstąpić do Parku Wędkarskiego, gdzie nie tylko zjemy rybkę, ale możemy sami ją złapać. Osobiście nie próbowałem, gdyż w domku już czekał dobry, dietetyczny obiadek.

Co więcej, jest ścieżka edukacyjno-przyrodnicza dla dzieci, wraz z dużym placem zabaw dla nich, więc Folusz może okazać się fajnym punktem docelowym na weekendowy wypad dla rodzin z dziećmi. Ale tego też nie sprawdzałem 😉

Write A Comment