Wspiąłem się dziś na pierwszy szczyt w tym roku, a dokładniej na 716 m na Cergowej. Celem było wyjście gdzieś z małżonką, która uwielbia lasy i góry (choćby niskie), zobaczenie wieży widokowej i poprawa kondycji, tak dawno nie widzianej przez mój organizm.

Cergowa została wybrana z dwóch powodów. Po pierwsze – stosunkowo blisko od domu (poniżej 30 km), a w dodatku trasa miała być stosunkowo krótka i w miarę szybka. Opis wejścia mówił o 45 minutach, więc ze względu na mój stan zdrowia policzyłem to razy 2. Ostatecznie zeszło mi ponad 2 godziny, ale i tak jestem bardzo zadowolony. Podejrzewam, że normalny turysta robi tą trasę bez problemu poniżej godziny.

Jeśli chodzi o samą trasę nie jest źle. Początek jest lekki i przyjemny, idziemy w lesie, więc jest stosunkowo chłodno (sierpniowy żar uderzył nas dopiero przy wyjściu z lasu na parking, na końcu trasy – ledwo oddychałem). Po drodze mamy  m.in.. Złotą Studzienkę, czyli kapliczkę / kościół polowy, źródełko i trochę ławek, gdzie można spokojnie sobie odpocząć. Tuż po tej atrakcji jest ostrzejsze podejście, na którym przydadzą się lepsze buty i ew. jakiś kijek do podparcia, by następnie iść już dalej tylko wyżej i wyżej, na szczęście z dużą ilością pieńków i ławeczek, na których można odsapnąć.

Ogólnie te około 7 km wyprawy (wg. mapy – 4.8 km) zajęło nam trochę ponad 4 godziny – 2 godziny 20 minut na wejście, trochę czasu na wieży widokowej (na kanapki i faktyczne podziwianie widoków, bo pogoda nam się bardzo udała) oraz zejście, które było dużo szybsze i raczej bezproblemowe. Po drodze jest wspomniany jeden ostrzejszy fragment, ale poza tym trasa wygląda akceptowalnie dla takich emerytów kondycyjnych jak ja.

Zresztą, co tu dużo nie mówić – robiliśmy mnóstwo przystanków, pod koniec (ostatni kilometr) – prawie co 100 metrów, ale było warto. Dla mnie pocieszające było to, że nie tylko ja wchodziłem w tak „ostrym” tempie, po drodze trafiłem na gościa w moim wieku (z rodziną), którego ta trasa także chciała pokonać. Uznaję wejście za duży sukces, zresztą nie tylko ja – mój zegarek stwierdził, że nabieram kondycji i kazał mi odpoczywać przez raptem 36 godzin, do 21.30 w środę.

W ramach ciekawostki – gdy podczas kolejnego przymusowego odpoczynku łapałem oddech minął nas gość pod 60tkę, śmigający pod górę w niewyobrażalnym dla mnie tempie. Gdy odpoczywaliśmy jakieś 100-200 metrów dalej, zbiegał właśnie na dół. Widać, że robił sobie jakiś szybki trening. Ciekawe, czy kiedykolwiek zdołam dojść do takiej kondycji.

A, jedna rzecz – niestety na drugim kilometrze trasy (w złotej studzience) przez przypadek wyłączyłem „trening,” więc poniżej wersja bez pierwszych 1.5 km. Cóż poradzić. Tak czy tak jestem z siebie dumny. Boję się tylko jak jutro będę funkcjonował, bo obecnie czuję mięśnie, których istnienia nie byłem świadomy.

Dodatkowo mały film:

Dla chcących powtórzyć mój wyczyn: Parkujemy na parkingu pod Cergową (49.5405414N, 21.6994961E) i idziemy za żółtym szlakiem. Mapka poniżej.

1 Comment

Write A Comment