Krótkie spojrzenie na to, co serwują nam szpitale. Ostatnio miałem okazję stołować się tam dłużej, więc mam pełniejszy obraz tego, na co może liczyć pacjent. Z jednej strony istotna jest dieta, z drugiej – to konieczne środki odżywcze, które mają nam pomóc wrócić do formy. Niemniej, biorąc pod uwagę rodzaj diety i oddział, na którym przebywałem – nie spodziewaj się cudów.
Od razu zaznaczę, że na dzień dostawało się trzy posiłki. Rano, w godzinach 8:00-8:30 dostarczane było śniadanie, nierzadko rozbudowane o drobny deser, następnie wczesnym popołudniem, około 12:30-13, pojawiał się obiad, by całość zakończyć o 17:00 kolacją. Z jednej strony wydaje się trochę mało, z drugiej – przez cały ostatni pobyt opierałem się tylko na tym jedzeniu, nie dojadając, nie podgryzając i wystarczyło.
W moim przypadku była to głównie dieta mało-resztkowa lub lekkostrawna, przy czym można się zdziwić co zdaniem dietetyków szpitalnych jest lekkostrawne. Np. parówki „prima sort” z ketchupem zastępujące wędlinę drobiową czy schab (duszony) zamiast kurczaka gotowanego. Owszem, był bardzo smaczny, jednak nie wiem czy do końca jest to tak lekkostrawne, przynajmniej w w moim przypadku. Ostatecznie prowadząca mnie Pani Doktor musiała zmienić dietę na lżejszą, aby organizm sobie z tym radził. Parówki wrzucam tutaj jednak jako ciekawostkę, wszak dostałem to w szpitalu (i mimo wszystko nie polecam, szybciej wyleciały, niż wleciały).
I tak, śniadania:
Obiady:
Kolacje:
Z ciekawostek, można było poprosić o dodatkowy kubek napoju, czy nawet uzupełnienie termosu o herbatę. To miłe, bo uwielbiam herbatę i to nawet w wydaniu szpitalnym mogłem pochłaniać ją w większych ilościach. Smakowała całkiem całkiem, ale to raczej nie przez wysoką jakość, a przez specyficzne warunki, w jakich się znalazłem. Czasem tez można było dostać dodatkowy kisiel, co zawsze pozytywnie nastraja do dnia (niezależnie od tego, czego od kisielu oczekujemy).
Jeśli chodzi o jedzenie szpitalne, miałem okazję posłuchać opowieści, jak to w niektórych szpitalach karmią, ale nie mam doświadczenia z bardziej zaawansowanym żywieniem na innych oddziałach. Przy moich dolegliwościach niestety i tak zostaje jedna z bardziej podstawowych diet. Tutaj akurat zdarzało się wykraczanie poza te moje granice, przez co niektóre rzeczy pomijałem. Może to kwestia urlopu głównej dietetyczki…