Są one nieuniknione. Przychodzą zwykle w najmniej spodziewanym momencie, szczególnie gdy jesteśmy pewni zwycięstwa nad tym, co nas męczy. Na nic dieta, super sposoby i mało stresujące życie. I tak nas to dopadnie, prędzej czy później.
Nie chcę nastawiać negatywnie. Przy CU jest trochę inaczej niż w innych chorobach, choć wiele rzeczy jest podobnych do innych dolegliwości. Piszę tylko o sobie, nie porównuję do innych, ale czasem mogę przeczuć nadchodzący nawrót.
Gdy jest zmiana pogody, stresująca sytuacja w pracy, zbyt ciężka rzecz do podniesienia – trzeba się pilnować. W wielu przypadkach nic się nie stanie, czasem jednak to wystarczy, by choroba dała o sobie znać. Czy przez to trzeba zmieniać swoje życie? Nie, raczej nie.
Ustrojstwo to atakuje mnie zwykle na wiosnę i na jesień. Czasem jest tak, że tylko pogrozi palcem, czasem rozwija się i rozpędza, a ja przechodzę kolejne terapie i wydaje się – wszystko na nic. Jeśli jednak by odpuścić i nie walczyć, efekty byłyby zdecydowanie nieprzyjemne.
Walczyć zresztą naprawdę warto, bo gdy po zaostrzeniu przychodzi remisja jest super. Więcej jemy, więcej możemy. Jasne, trzeba uważać, ale można sobie pozwalać na więcej. Czasem remisja trwa kilka miesięcy, rekordziści liczą ją w latach. Tak czy tak, to wspaniała nagroda. Co prawda nigdy nie zjemy już ostrej papryczki, ale można sobie przypomnieć wiele innych smaków i żyć (w miarę) normalnie.
U mnie niestety nie ma jeszcze jesieni, a już się odezwało. Stresy, bo od diety za bardzo nie uciekłem. Nie jest idealnie, ale tragedii też nie ma (w moich standardach), więc póki co tylko negocjuję. Nie chcę iść na całość, bo liczę na odrobinę szczęścia. Przy pójściu na całość mamy dłuższą zabawę przy schodzeniu ze sterydów (nie, nie tych, po których rośnie masa mięśniowa), czego nie lubię, bo nie mam to tego serca.
Są pewne minusy tego stanu. Pojawiają się niedogodności związane z wszelkimi reakcjami organizmu, spada pewność siebie, ogranicza się chęć spożywania czegokolwiek (choć moje zamiłowanie do jedzenia to przezwycięża). Najchętniej wziąłbym kilka dni urlopu, ale to w tej chwili wykluczone. Kuruję się swoim sprawdzonym sposobem – zaczynam mieć wszystko tam, gdzie trzyma się choroba. Mniej więcej.
CU niestety może wpływać na nasze decyzje. Gdy mamy choć lekkie zaostrzenie zanika pewna spontaniczność. Niestety trzeba kilka rzeczy przemyśleć, nim rzuci się człowiek na nowe wyzwania. Czasem 'pomaga’ także w kwestii pracy – by wybrać tą, w której stresów jest mniej lub nam nie szkodzą.