Odżywką Nutrison. Nie zacząłem nagle ćwiczyć, nie zaaplikuję sobie zaraz całej dawki preparatów (choć w sumie, kto wie?). Ot, w ramach choroby zacząłem odżywiać się trochę 'zastępczo’.

*Dalej głównie dla osób zainteresowanych CU lub samym preparatem, ew. masochistów zainteresowanych przebiegiem mojej choroby.

W fazach zaostrzenia, gdy jesteśmy na diecie zero lub tuż po niej (dieta 0+ – kleiki/ryżyki i kisiele), gdy nie jesteśmy w stanie przyjmować większości pokarmów karmią nas wszelkiego rodzaju kroplówkami. Potem jednak, gdy wychodzimy ze szpitali (lub gdy ich nie lubimy i omijamy jak tylko się da), trzeba organizmowi dostarczyć jakieś wartości odżywcze i kalorie.

Przy diecie bezresztkowej czy mało resztkowej jest to dość trudne, a nawet biorąc pod uwagę jedzonka dla dzieci jesteśmy dość ograniczeni. W większości przypadków trzeba unikać mleka/laktozy jak ognia.

Lekarka, która prowadziła mój przypadek na samym początku (i doradza mi do dziś) zaleciła mi skorzystanie z preparatu Nutrison. Jest to rozpuszczalny proszek wydawany na receptę, który smakowo nie jest może zbyt specjalny, ale daję radę. Pisząc z kilkuletnim doświadczeniem mógłbym nawet stwierdzić, że jest smaczny.

Najważniejsze i najciekawsze: w 100 gramach proszku jest 462 kcal (w 100 ml płynu – 100 kcal), trochę białka (18%. Pani w aptece bała się, czy się nie przebiałkuję – w diecie przy CU to praktycznie niewykonalne), dość dużo innych wartości odżywczych, które zastępują nam wszelakie braki. No i nie ma błonnika.

Tak więc, na czas rehabilitacji i dochodzenia do siebie, rzecz fajna. Czy idealna? Nie. Na pewno są inne środki, które mogą być bogatsze w wartości odżywcze, ale tu mamy całość dość dobrze ułożoną. No i mi pomaga.

Minus, że na receptę, ale każdy z CU musi mieć dobrego lekarza, czyż nie?

Write A Comment